poniedziałek, 18 stycznia 2010

Szpital w Otwocku

Otwock...

... do tej pory kojarzył mi się z podwarszawską miejscowością, lasami i mikroklimatem sprzyjającym leczeniu płuc. Z zabytkowymi szpitalami i sanatoriami, jednorodzinnym charakterem zabudowy, itd.
Teraz będzie mi się kojarzył... z koszmarem.

Nie dość bowiem, że z powodu polekowego, znacznego osłabienia odporności , przytrafiła mi się gruźlica, choroba, którą zwykle łączy się z biedą i brudem oraz marginesem społecznym – co z resztą z rzeczywistością ma niewiele wspólnego – to jeszcze miałam potężnego pecha znaleźć się w szpitalu w Otwocku...

Nie chcę pisać o całym szpitalu, bowiem nieszczęście rzuciło mnie na "Oddział 8", zaś relacje pacjentów z innych oddziałów nie uprawniają mnie do rozszerzania moich przeżyć i opinii na cały szpital. Część oddziałów została wyremontowana i w porównaniu z tym, na który ja trafiłam, wyglądały, jak „zachód” w odniesieniu do „trzeciego świata” (nawet nie rozwijającego się).

Relacje – rzecz względna, wrażenie – kwestia subiektywna.
Pomyślałam więc, że warto może zapytać o inne opinie – Wasze.
Możecie wypowiedzieć własne zdanie na ten temat klikając link "komentarze". Cyfra przy nim informuje tylko o liczbie komentarzy.

Napiszcie do mnie, bo z potężnym strachem myślę o tym, że – może – nie daj Bóg będę musiała tam wrócić?!
Na początek kilka moich wrażeń i „pamiętników” z koszmaru, który nazwałyśmy „Łagrem numer 8”.


Pozdrawiam

Do zobaczenia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz